Do you want to get language learning tips and resources every week or two? Join our mailing list to receive new ways to improve your language learning in your inbox!
Join the list
2042
Words
/
3 Comments
[ Show Text ]
|
I dzisiaj umarła mama. Albo wczoraj, nie wiem. Dostałem depeszę z przytułku: „Matka zmarła. Pogrzeb jutro. Wyrazy współczucia”. Niewiele z tego wynika. To stało się być może wczoraj.
Przytułek dla starców jest w Marengo, osiemdziesiąt kilometrów od Algieru. Wsiądę w autobus o godzinie drugiej i przyjadę po południu. W ten sposób będę mógł nocą czuwać przy zwłokach i wrócić jutro wieczorem. Poprosiłem szefa o dwa dni zwolnienia. W takich okolicznościach nie mógł mi odmówić, ale nie wyglądał na zadowolonego. Nawet mu powiedziałem: „To nie moja wina”. Nie odpowiedział. Pomyślałem więc, że nie powinienem był mu tego mówić. Zresztą nie miałem się z czego tłumaczyć. To raczej jemu wypadało złożyć mi kondolencje. Zapewne zrobi to pojutrze, gdy mnie zobaczy w żałobie. Na razie jest trochę tak, jakby mama wcale nie umarła. Po pogrzebie, przeciwnie, sprawa będzie załatwiona i wszystko przybierze formy bardziej oficjalne.
Pojechałem autobusem o drugiej. Było bardzo gorąco. Zjadłem, jak zwykle, w restauracji u Celestyna. Wszyscy mi współczuli, a Celestyn powiedział: „Ma się tylko jedną matkę”. Kiedy wychodziłem, odprowadzili mnie do drzwi. Byłem nieco roztargniony, ponieważ musiałem jeszcze wstąpić do Emanuela, żeby pożyczyć czarny krawat i opaskę z krepy. Stracił wuja przed kilku miesiącami.
Biegłem, żeby się nie spóźnić na autobus. Ten pośpiech i bieganina, a ponadto kołysanie, zapach paliwa, odblask szosy i nieba, zapewne wszystko razem, wprawiły mnie w drzemkę. Spałem przez prawie całą drogę. Obudziłem się wsparty o jakiegoś oficera, który uśmiechał się do mnie i spytał, czy jadę z daleka. Powiedziałem: „Tak”, żeby przeciąć rozmowę.
Przytułek leży o dwa kilometry od miasta. Pokonałem tę drogę piechotą. Chciałem zaraz zobaczyć mamę. Ale dozorca powiedział, że powinienem odwiedzić dyrektora. Ponieważ był zajęty, czekałem trochę. Dozorca przez cały czas coś do mnie mówił; wreszcie zobaczyłem dyrektora – przyjął mnie w swoim gabinecie. Jest to mały staruszek z Legią Honorową. Przyjrzał mi się swymi jasnymi oczkami. Potem uścisnął mi dłoń, którą przytrzymał tak długo, że nie bardzo wiedziałem, jak ją wycofać. Zajrzał do kartoteki i powiedział: „Pani Meursault przybyła tu trzy lata temu. Pan był jej jedyną podporą”. Sądziłem, że stawia mi jakieś zarzuty, i zacząłem wyjaśniać, ale przerwał mi: „Pan nie musi się usprawiedliwiać, moje drogie dziecko. Czytałem kartotekę pańskiej matki. Pan nie mógł dać jej tego, czego potrzebowała. Musiała mieć pielęgniarkę. Pana pobory są skromne. Zważywszy to wszystko, tutaj było jej lepiej”. Powiedziałem: „Tak, panie dyrektorze”. Dodał: „Wie pan, miała tu przyjaciół, ludzi w jej wieku. Mogła dzielić z nimi zainteresowania dla spraw z dawnych lat. Pan jest młody, nudno by jej było z panem”.
To prawda. Kiedy mama była w domu, spędzała czas w milczeniu, wodząc za mną oczami. W pierwszych dniach pobytu w przytułku często płakała. Ale to była sprawa przyzwyczajenia. Po paru miesiącach płakałaby, gdyby ją odebrać z przytułku. Też z racji przyzwyczajenia. Trochę dlatego w ostatnim roku prawie tu nie przyjeżdżałem. A również ze względu na stratę niedzieli, nie licząc trudów związanych z dojściem do autobusu, kupnem biletów i dwiema godzinami jazdy.
Dyrektor jeszcze coś mówił, ale już go prawie nie słuchałem. Potem powiedział: „Sądzę, że chce pan zobaczyć matkę”. Podniosłem się bez słowa, a on pierwszy skierował się ku drzwiom. Na schodach wyjaśnił: „Przenieśliśmy ją do małej kostnicy. Żeby oszczędzić innych. Za każdym razem, kiedy któryś z pensjonariuszy umiera, reszta jest przez dwa, trzy dni bardzo zdenerwowana. To utrudnia pracę”. Przechodziliśmy przez dziedziniec, gdzie wielu starców rozmawiało w małych grupkach. Gdy mijaliśmy ich – milkli. Ale za naszymi plecami rozmowy rozpoczynały się na nowo. Można by rzec – stłumione skrzeczenie papug. Przed drzwiami małego budynku dyrektor opuścił mnie: „Zostawiam pana, panie Meursault. Jestem do pana dyspozycji u siebie w biurze. Pogrzeb został ustalony na godzinę dziesiątą rano. Uznaliśmy, że umożliwi to panu czuwanie w nocy przy zmarłej. Jeszcze słowo: zdaje się, że pańska matka często mówiła do swoich współtowarzyszy, że pragnie mieć pogrzeb religijny. Biorę na siebie załatwienie wszystkiego, co trzeba. Ale chciałem pana o tym powiadomić”. Podziękowałem mu. Mama, nie będąc ateistką, nigdy za życia nie myślała o religii.
Wszedłem. Salka była bardzo jasna, pobielona wapnem, pokryta szklanym dachem. Umeblowanie składało się z krzeseł i kozłów. Dwa z nich, pośrodku podpierały trumnę z zamkniętym wiekiem. Widać było tylko błyszczące śruby, do połowy wkręcone, odstające od desek zaciągniętych na kolor orzecha. Obok trumny siedziała pielęgniarka - Arabka, w białym kitlu i jaskrawej chustce na głowie.
W tym momencie zjawił się za moimi plecami dozorca. Musiał biec. Zacinał się trochę: „Trumna została zamknięta, ale odśrubuję wieko, żeby pan mógł ją zobaczyć”. Zbliżał się już do trumny, kiedy go zatrzymałem. Powiedział: „Nie chce pan?”. Odpowiedziałem: „Nie”. Umilkł, a ja zmieszałem się, ponieważ czułem, że nie powinienem był tego powiedzieć. Po chwili spojrzał na mnie i spytał: „Dlaczego?” Ale bez wyrzutu, jakby się tylko informował. Odrzekłem: „Nie wiem”. Wtedy, kręcąc swe białe wąsy, oświadczył, nie patrząc na mnie: „Rozumiem”. Miał ładne, jasnoniebieskie oczy i różową cerę. Podał mi krzesło i sam usiadł za mną, nieco w tyle. Pielęgniarka wstała i skierowała się ku wyjściu. Dozorca powiedział: „Maszankra”. Ponieważ nie zrozumiałem, spojrzałem na pielęgniarkę i zobaczyłem, że jej twarz poniżej oczu owijał bandaż, który biegł wokół głowy. Na wysokości nosa bandaż leżał płasko. W jej twarzy widać było tylko biel tego bandaża.
Kiedy wyszła, dozorca odezwał się: „Zostawię pana samego”. Nie wiem, jaki gest wykonałem, ale nie wyszedł i stał za mną. Jego obecność za moimi plecami krępowała mnie. Izbę wypełniało piękne światło późnego popołudnia. Dwa szerszenie brzęczały, obijając się o szklany dach. Czułem, jak ogarnia mnie senność. Nie odwracając się, odezwałem się do dozorcy: „Od dawna pan tu jest?”. Odpowiedział natychmiast: „Pięć lat”, jak gdyby od początku czekał na moje pytanie.
Potem rozgadał się na dobre. Zdziwiłby się bardzo, gdyby mu kiedyś powiedziano, że skończy jako dozorca przytułku w Marengo. Miał sześćdziesiąt cztery lata i był Paryżaninem. W tym momencie przerwałem: „Ach, pan nie jest stąd?”. Potem przypomniałem sobie, że nim mnie zaprowadził do dyrektora, opowiadał mi o mamie. Powiedział, że trzeba ją pochować bardzo szybko, gdyż na równinie jest gorąco, zwłaszcza w tej okolicy. Wyznał mi wtedy, że mieszkał w Paryżu i że trudno mu o tym zapomnieć. W Paryżu zostaje się przy zmarłym przez trzy, a nawet cztery dni. Tu nie ma czasu, człowiek nie uświadomił sobie jeszcze, co się stało, a już trzeba biec za karawanem. Jego żona odezwała się wówczas: „Przestań, to nie są tematy dla pana”. Stary poczerwieniał i zaczął się usprawiedliwiać. Przerwałem mu, mówiąc: „Ależ nie, ależ nie”. Uważałem, że to, co powiedział, było słuszne i interesujące.
W kostnicy powiadomił mnie, że do przytułku przyjęto go jako nędzarza. Ponieważ jednak czuł się w pełni sił, zaproponował, że będzie dozorcą. Zwróciłem mu uwagę, że w końcu jest jednak pensjonariuszem. Powiedział, że nie. Już przedtem zastanowił mnie ton, jakim mówił „oni”, „tamci”, rzadziej „starzy”, opowiadając o pensjonariuszach, z których wielu nie miało więcej lat niż on. Ale, oczywiście, zachodziła różnica: on był dozorcą i miał w pewnym sensie nad nimi władzę.
W tym momencie weszła pielęgniarka. Zmierzch zapadł gwałtownie. Noc szybko gęstniała nad szklanym dachem. Dozorca przekręcił kontakt, nagły wybuch światła oślepił mnie. Zaprosił mnie do refektarza na obiad. Ale nie byłem głodny. Zaofiarował się więc, że przyniesie filiżankę kawy z mlekiem. Ponieważ bardzo lubię kawę z mlekiem, zgodziłem się; powrócił po chwili z tacą. Wypiłem. Potem miałem ochotę zapalić. Zawahałem się jednak, gdyż nie wiedziałem, czy mogę to zrobić przy mamie. Zastanowiłem się: to nie miało najmniejszego znaczenia. Poczęstowałem dozorcę papierosem i zapaliliśmy.
W pewnej chwili powiedział mi: „Wie pan, przyjaciele pańskiej matki także przyjdą czuwać przy niej. Taki jest zwyczaj. Będę musiał przygotować dla nich krzesła i czarną kawę”. Spytałem, czy można zgasić jedną z lamp. Odblask światła na białych ścianach męczył mnie. Powiedział, że to niemożliwe. Instalacja jest skonstruowana w ten sposób: wszystkie albo żadna. Przestałem zwracać na niego uwagę. Wychodził, wracał, rozmieszczał krzesła. Na jednym z nich koło dzbanka do kawy ustawił stos filiżanek. Potem usiadł naprzeciw mnie, po drugiej stronie mamy. Pielęgniarka znajdowała się tu również, w głębi, odwrócona plecami. Nie widziałem, co robi. Ale po ruchu ramion mogłem przypuszczać, że robi na drutach. Panował łagodny spokój, kawa rozgrzała mnie. Przez otwarte drzwi wchodził zapach nocy i kwiatów. Przypuszczam, że się trochę zdrzemnąłem.
Obudził mnie szelest. Gdy otworzyłem oczy, izba wydała mi się jeszcze bardziej lśniąca białością. Wokół mnie nie było ani skrawka cienia i każdy przedmiot, każde załamanie rysowało się z ostrością, która raniła wzrok. Właśnie w tym momencie weszli przyjaciele mamy. Było ich z dziesięcioro, sunęli, milcząc, w oślepiającym świetle. Usiedli. Ani jedno krzesło nie skrzypnęło. Widziałem ich tak, jak jeszcze nigdy nikogo nie udało mi się zobaczyć. Nie umknął mi żaden szczegół ich twarzy czy ubrania. A przecież nie słyszałem ich i z trudem przyszło mi uwierzyć w ich realność. Prawie wszystkie kobiety nosiły fartuchy, a troki opasujące talie jeszcze bardziej wypychały do przodu ich wzdęte brzuchy. Nie zauważyłem nigdy dotąd, do jakiego stopnia stare kobiety mogą być brzuchate. Mężczyźni, prawie wszyscy, byli bardzo chudzi i trzymali laski. Uderzyło mnie, że w ich twarzach nie widziałem oczu, jedynie matowe lśnienie w zagłębieniu zmarszczek. Kiedy usiedli, większość z nich zaczęła mi się przyglądać i potrząsać z zakłopotaniem głowami; ich wargi zostały całkowicie wchłonięte przez bezzębne usta, toteż nie wiedziałem, czy mnie pozdrawiają, czy tylko wstrząsa nimi starcze drżenie. Sądzę, że raczej pozdrawiali mnie. I właśnie wtedy spostrzegłem, że wszyscy oni, kiwając głowami, siedzą naprzeciw mnie, wokół dozorcy. Przez chwilę doznałem zabawnego uczucia, że byli tu, aby mnie sądzić.
Nieco później jedna z kobiet zaczęła płakać. Siedziała w drugim rzędzie, zasłonięta przez którąś ze swych towarzyszek, nie widziałem jej dobrze. Płakała, wydając krótkie, miarowe okrzyki; myślałem, że nigdy nie skończy. Reszta jakby tego w ogóle nie słyszała. Siedzieli pochyleni, ponurzy i milczący. Patrzyli na trumnę lub na swe laski, na cokolwiek bądź zresztą i zdawali się niczego poza tym nie dostrzegać. Kobieta ciągle płakała. Bardzo mnie to dziwiło, ponieważ wcale jej nie znałem. Wołałbym tego nie słuchać, ale nie śmiałem nic powiedzieć. Dozorca pochylił się ku niej, coś szepnął, a ona potrząsnęła głową, wybełkotała jakieś słowa i zawodziła dalej, tak samo monotonnie. Dozorca przeniósł się więc na moją stronę. Usiadł obok. Po dłuższej chwili oświadczył, nie patrząc na mnie: „Była bardzo przywiązana do pańskiej matki. Powiedziała, że matka była tutaj jej jedyną przyjaciółką i że teraz nie ma już nikogo”.
Siedzieliśmy tak przez dłuższą chwilę. Westchnienia i szlochy kobiety stawały się coraz rzadsze. Raz po raz pociągała nosem. Wreszcie ucichła. Nie chciało mi się już spać, ale byłem bardzo zmęczony i bolał mnie krzyż. Teraz z kolei sprawiało mi przykrość milczenie tych ludzi. Od czasu do czasu słyszałem tylko dziwny odgłos i nie mogłem zrozumieć, skąd on pochodzi. W końcu odgadłem: to niektórzy ze starców ssali wnętrze swych policzków, wydając przy tym dziwaczne mlaskanie. Byli tak dalece pogrążeni w myślach, że robili to bezwiednie. Odniosłem nawet wrażenie, że ta zmarła, leżąca pomiędzy nimi, nic w ich oczach nie znaczy. Ale teraz sądzę, że to było fałszywe wrażenie.
Wypiliśmy wszyscy kawę podaną przez dozorcę. Potem już nic nie pamiętam. Noc minęła. Przypominam sobie, że kiedy na chwilę otworzyłem oczy, starcy spali wsparci o siebie i tylko jeden, z brodą na dłoniach wbitych w laskę, wpatrywał się we mnie, jak gdyby czekając na moje przebudzenie. Potem znowu usnąłem. Obudziłem się, ponieważ coraz bardziej bolał mnie krzyż. Dzień snuł się po szybach dachu. Później jeden ze starców zbudził się i zaczął kaszleć. Pluł do dużej kraciastej chustki, każde splunięcie wyrywał z siebie z trudem. Obudził innych i dozorca powiedział, że powinni już pójść. Wstali. Po pełnym niewygód czuwaniu mieli twarze jak z popiołu. Wychodząc, ku memu wielkiemu zdziwieniu, każdy uścisnął mi rękę – jak gdyby ta noc, w czasie której nie zamieniliśmy słowa, nawiązała między nami zażyłość.
Byłem zmęczony. Dozorca zaprowadził mnie do siebie, gdzie mogłem się trochę odświeżyć. Wypiłem znowu kawę z mlekiem, była bardzo dobra. Kiedy wyszedłem, dzień był już w pełni. Nad wzgórzami, dzielącymi Marengo od morza, czerwieniło się niebo. Wiatr, przelatując nad nami, przynosił zapach soli. Zapowiadał się piękny dzień. Od dawna nie wyjeżdżałem na wieś i czułem, jaką przyjemność sprawiłby mi spacer, gdyby nie ta sprawa z mamą.
Czekałem na dziedzińcu, pod platanem. Wdychałem zapach świeżej ziemi i już nie byłem senny. Pomyślałem o kolegach z biura. O tej godzinie wstawali, by iść do pracy. Dla mnie to była zawsze najtrudniejsza godzina. Zastanawiałem się jeszcze trochę nad tymi sprawami, ale przerwał mi dzwonek, który zadźwięczał wewnątrz budynku.
9
Words
/
1 Comments
[ Show Text ]
|
"Czy możesz mi pożyczyć dwieście złotych?"
"Nie ma problemu."
"Czy możesz pożyczyć mi dwieście złotych?"
"Nie ma problemu."
45
Words
/
0 Comments
[ Show Text ]
|
Kocham uprawiać ogród. W ten weekend uczestniczę w klasie ogrodniczej. Uczę się, jak zarabiać pieniądze w ogrodzie, choć jest to po prostu hobby. Moja rodzina ma dużą farmę. Uprawiamy kukurydzę, soję i robimy popcorn. Uprawiamy około 2430 hektarów, ale chciałbym mieć ogród z 4000-8000 m2.
34
Words
/
0 Comments
[ Show Text ]
|
Nie czytam gazet i czasopism. Wolę czytać książki. Moje ulubione książki to te z gatunku fantasy, ale lubię też fantastykę naukową. Czasami czytam literaturę faktu. Niedawno przeczytałem książkę o dinozaurach. Teraz/Aktualnie czytam książki fantasy.
49
Words
/
1 Comments
[ Show Text ]
|
Codziennie budzę się o piątej trzydzieści. Ćwiczę przez dwadzieścia minut, a potem uczę się polskiego przez godzinę. Potem jem śniadanie i uczę się dalej, po czym jadę autobusem do laboratorium. Po pracy ćwiczę przez godzinę, a potem jem kolację z żoną. Zwykle czytam po kolacji, a zawsze czytam przed snem.
37
Words
/
0 Comments
[ Show Text ]
|
Wczoraj zwolniłem się ze szkoły. Robiłem doktorat z genetyki, ale nienawidzę pracować w laboratorium. Uczyłem się genetyki przez trzy lata, więc mam tytuł magistra genetyki, ale nie będę miał doktoratu. Wrócę na farmę i będę pracować z ojcem.
To make a new Audio Request or Script Request, click on Make a Request at the top of the page.
To record or transcribe for users learning your language, click on Help Others at the top of the page.
Recording and transcribing for other users will earn you credits and also move your own Requests ahead in the queue. This will help you get your requests recorded and/or transcribed faster.