Psst...

Do you want to get language learning tips and resources every week or two? Join our mailing list to receive new ways to improve your language learning in your inbox!

Join the list

Polish Audio Request

mariu5
817 Words / 1 Recordings / 0 Comments

Z sieni, gdzie nie było podłogi, wchodziło się na prawo, przez wysoki próg, do pokojów, a na lewo, przez jeszcze wyższy, do izby, czyli do obszernej kuchni, która była również jadalnią i w której żyło się przez cały dzień. Niemal ćwierć izby zajmował olbrzymi piec, wapnem bielony. Z wielkiego otworu buchał żar. Na jego czerwonym tle czerniały pękate sagany, sycząc, bulgocząc i napełniając powietrze zapachem smacznej strawy. Na piecu i na dobudowanych leżakach, gdzie zimą sypiali starsi i dzieci, znajdowały się teraz tylko jakieś rupiecie przykryte pasiastym kilimem.

Nie otynkowane, ale oszalowane ściany pokryte były setkami barwnych ilustracji. W rogu wisiał złocisty ikonostas ubrany różnokolorowymi papierkami, a przed nim zawieszona na mosiężnych łańcuszkach paliła się mała lampka oliwna.

W tymże rogu stał wielki stół, przy niedzieli nakryty obrusem z grubego, czystego płótna. Na obrusie leżał potężny, płaski bochen chleba, leżały łyżki drewniane i aluminiowe, widelce, noże i sól w zielonej maselniczce, której przykrywka wyobrażała owcę z jagniętami. Pod ścianami biegła szeroka ława, a nad nią półki przykryte gazetami powycinanymi w ząbki. Na półkach stały misy, dzbany, kubki, talerze, garnki emaliowane i sagany, a na honorowym miejscu sześć rondli miedzianych, błyszczących ostrą, metalową czerwienią.

W izbie było sześć osób. Jedna stara, zgarbiona baba, dwie dość młode jeszcze kobiety i blada dziewczynka o pięknych, czarnych oczach, wyglądająca na lat trzynaście. I dwaj mężczyźni: tęgi, rudy chłop o szerokich barach, siedzący skromnie przy drzwiach, i młody, wysmukły brunet, w którym przybyły od razu domyślił się syna gospodarza, Wasila — Wasil siedział na ławie za stołem, podparty na łokciu, i patrzył w okno. Wejście ojca i nieznajomego nie przerwało mu smutnych rozmyślań. Natomiast baby zakotłowały się i zaprzątnęły do podawania. Po chwili już dymiły na stole dwie misy: jedna z tłustym barszczem, tęgo zabielanym, druga z gotowanymi kartoflami.

Dla Prokopa i dla Wasila postawiono głębokie fajansowe talerze. Reszta miała jeść ze wspólnych mis. Stary usiadł na honorowym miejscu pod obrazami, szeroko przeżegnał się, inni poszli jego śladem i po chwili w izbie rozległo się smakowite siorbanie. Obecność nieznanego gościa nikogo tu nie zdziwiła. Nieraz się zdarzali. Nikt też nań nie zwrócił szczególnej uwagi. Między sobą z rzadka przerzucali się urywanymi zdaniami, raz polskimi, raz białoruskimi, jak wszyscy w tych stronach. Wkrótce misy opróżniły się i stara gospodyni, nazywana „matką Agatą”, zwróciła się do jednej z kobiet:

— Nuże, Zonia! Co, zaczadziałaś? Ruszże się!

Zonia, wysoka, szerokobiodra baba poderwała się, chwyciła puste misy i. pobiegła do pieca. Wzięła stojący w kącie uchwyt na długim kiju, szybko wsunęła go do rozpalonej czeluści i wydobyła z niej sagan. Jej zdrowe, pucułowate policzki zaczerwieniły się od ognia, a gdy wracała z pełną misą, musiała ją trzymać w wyciągniętych rękach: miała wyjątkowo duże i pełne piersi.

Po barszczu przyszła kolej na mięso, gotowaną wieprzowinę, pokrajaną na kawałki wielkości pięści, tłustą i przerastała. — Olga! — zaskrzeczała niecierpliwie matka Agata, zwracając się do drugiej kobiety. — Odkrojże bratu chleba! Nie widzisz! Olga, szczupła i zwinna, sięgnęła po bochenek, uniosła go lekko, oparła o siebie i odcięła długą, cienką i równą kromkę. — I mnie chleba, mamo — upominała się dziewczynka nazywana Natalką. – I człowiekowi nie zapomnij — burknął Prokop.

Olga zerknęła na gościa i położyła przed nim takąż zgrabną kromkę.

— Dziękuję — powiedział, a ona zaśmiała się i kiwnęła głową.

— Nie ma za co.

— Z daleka jesteś?

— Z daleka, z Kalisza. — To i w Wilnie byłeś?

— A byłem!...

— I Ostrą Bramę widziałeś?...

— Widziałem. Tam obraz Matki Boskiej, cudowny obraz. Prokop spojrzał na syna spode łba i znowu spuścił oczy.

— Każdy wie, że tak jest — mruknął.

— A ty cudy sam widziałeś? — zagadnął Wasil.

— Widzieć nie widziałem, ale ludzie opowiadali. O różnych cudach.

— A na przykład, zrób łaskę, opowiedz.

— Ja tam takich rzeczy nie umiem — zastanowił się gość — ale co słyszałem, jak potrafię, powtórzę.

— Powtórz, powtórz. — Mała Natalką przysunęła się doń.

Zaczął niechętnie mówić o matce, której bliźnięta urodziły się martwe, o kupcu, któremu towar złodzieje ukradli, o bluźniercy, któremu język usechł, żołnierzu, któremu na wojnie obie ręce urwało, a wszystkim Ostrobramska pomogła.

Skończyli właśnie jeść i kobiety zabierały się do sprzątania, ale stanęły nieruchomo, zasłuchane w słowa opowiadającego. On zaś z natury widać milczek, mówił cicho i krótko.

— Dużo i innych cudów nasłuchałem się. Wszystkiego nie spamiętam — zakończył.

— Ale to przecie katolicki obraz? — zapytała Zonia.

— Katolicki.

— Interesuje mnie — odezwał się znów Wasil — czy Ona i ludziom innej wiary pomaga, na ten przykład prawosławnym?

— Tego nie wiem — gość wzruszył ramionami — ale tak myślę, że byle tylko był dobry człowiek, to każdemu pomoże.

— Byle, wiadomo, chrześcijanin — gniewnie poprawiła go matka Agata. — Nie powiesz przecie, że pomogłaby Zydu!

— Zydu? — odezwał się basem milczący dotychczas rudy parobek. — Na Żyda Ona jeszcze by cholerę zesłała. I taki skutek.

Zaśmiał się głośno i klepnął się. po kolanach.

Recordings

Comments