Just like when you talk to your friends please. Thank you :)
Przedstawiam drugi artykuł z serii „Synergia światów”, cyklu wywiadów z małżeństwami polsko-wietnamskimi. O tym co dla jej męża Wietnamczyka jest najważniejsze i dlaczego wietnamskie synowe mają gorzej od polskich, dowiesz się z rozmowy z Heleną.
_Jesteście małżeństwem już ponad 30 lat. Jak i gdzie się poznaliście?
_Był rok 1980, wracałam znad morza z moją mamą i bratową. Jechałyśmy w jednej kuszetce z „jakimś Azjatą”. Wtedy myślałam, że to jakiś Mongoł. A to był Luong, Wietnamczyk – jechał do Zakopanego. Odstąpił mojej mamie swoje wygodniejsze miejsce, a potem zachęcał mnie do spróbowania bardzo egzotycznej „wietnamskiej kanapki”. W końcu się skusiłam i… okazała się ona zwykłą bułką z kurczakiem. Potem przegadaliśmy całą podróż w przejściu na korytarzu.
_Ale podróż się skończyła. Wysiadłaś z pociągu na swojej stacji i co było dalej?
Żadne z nas nie poprosiło o numer telefonu stacjonarnego, nie wymieniliśmy się też adresami. Ale ja nie mogłam przestać o nim myśleć. Obdzwoniłam więc wszystkie pensjonaty w Zakopanem, pytając czy nie zatrzymał się tam jakiś młody Wietnamczyk. I w końcu go znalazłam! Bardzo się zdziwił, ale chyba też ucieszył, bo wracając do Gdańska zrobił mi niespodziankę i zapukał wprost do moich drzwi. Nie spodziewałam się gości, było wczesny ranek, ja miałam mokre włosy zaraz po myciu i byłam bez makijażu. Mąż do dzisiaj żartuje, że jak mnie wtedy zobaczył to zastanawiał się czy nie uciekać.
_To wszystko brzmi bardzo romantycznie i zabawnie!
_Tak, ale nie brakowało też momentów dramatycznych. To były trudne czasy, zarówno dla naszego związku jak i ogólnie, w Polsce. On kończył studia w Gdańsku, ja mieszkałam na drugim końcu Polski. Rzadko się widywaliśmy, więc godzinami wisieliśmy na telefonie – nota bene, nie do końca legalnie, gdyż żadnego z nas nie byłoby na to stać. Korzystałam więc po kryjomu ze służbowego telefonu, ale wszyscy w biurze o tym wiedzieli i przymykali oko.
Przyszłość naszego związku stała pod znakiem zapytania. Państwo wietnamskie zainwestowało w naukę Luong w Polsce, nie mógł on ot tak sobie zostać, bo się zakochał. Jego rodzinę w Wietnamie mogłyby spotkać z tego powodu represje. Najbardziej krytyczny był moment, gdy myśleliśmy, że to koniec. Żegnaliśmy sie na dworcu. Luong wysłał już cały swój bagaż do Wietnamu, został z jedną walizką i przyjechał się pożegnać. Nigdy nie zapomnę tego uczucia, gdy stałam na peronie i patrzyłam w stronę odjeżdżającego pociągu, przekonana że już więcej się nie zobaczymy.
_Wyjechał?
_Na szczęście nie. Los przygotował dla nas inny scenariusz. Luong został w Polsce, wzięliśmy ślub, urodziły się nam dzieci.
_Jak pogodziliście dwie kultury w wychowaniu Waszych dzieci?
_Dzieci wychowaliśmy bardziej w kulturze i tradycji polskiej. Mąż nie ma w Polsce rodziny, z którą mógłby kultywować swoje ojczyste tradycje. Mimo to, na ile to było możliwe Luong zachowywał „wietnamskość” w naszej rodzinie.
Mąż dzieciom śpiewał kołysanki po wietnamsku, świętowaliśmy wietnamski nowy rok, w naszym domu panuje prymat ryżu nad ziemniakami, na wszystkie ważne okazje na stole zawsze są Sajgonki. Nasze dzieci znają wietnamskie obyczaje i myślę, że wartości jakimi się kierują to mieszanka polsko-wietnamska.
Również podejście męża do wychowywania dzieci wynikało z jego pochodzeniem. Z jednej strony był powściągliwy w okazywaniu uczuć oraz bardzo wymagający jeśli chodzi o naukę. Z drugiej strony jednak, dzieci i rodzina zawsze były dla niego najważniejsze, zawsze był bardzo opiekuńczy.
My reading is a bit uneven -- I have a natural tendency to speak at a moderate pace, so here I hurried on in places (a little unnaturally) and then read some parts (towards the end) by habit in my more natural mode. But overall, this is roughly my natural speaking -- as in talking to a friend.
A few tiny errors I've spotted in the text (and corrected in speaking):
Nie spodziewałam się gości, *był* wczesny ranek, ja miałam mokre włosy zaraz po myciu i byłam bez makijażu.
Żegnaliśmy *się* na dworcu.
Również podejście męża do wychowywania dzieci wynikało z jego *pochodzenia*.