Psst...

Do you want to get language learning tips and resources every week or two? Join our mailing list to receive new ways to improve your language learning in your inbox!

Join the list

Polish Audio Request

mariu5
708 Words / 1 Recordings / 0 Comments

A tymczasem napływ pacjentów rósł. Zdarzały się już nawet takie dni, gdy Antoni nie mógł urwać ani godziny na robotę. Pod jego drzwiami stało po dziesięć i więcej furmanek z obłożnie chorymi. Tacy, co się czuli jeszcze na siłach, przychodzili piechotą, chyba że przybywali z daleka, bo i takich zdarzało się sporo.

W alkierzu, w sionce i w samej izbie, po kątach, wyrastały istne stosy podarków, bo matka Agata godziła się brać jeno to, co do pożywienia, natomiast płótno, wełnę, len, skóry baranie i cielęce, pierze, a przede wszystkim zioła, na które to jedynie łapczywy był Antoni, leżały na kupie.

— Śmieci tu u ciebie jak w kotuchu — mówiła szerokobiodra Zonia, podpierając się pod boki — a wszelkiego dobra jak u Żyda za piecem. Powiedziałbyś, to ci uprzątnęłabym... Podłogę też wyszorować trzeba...

— Niech tam. — Machnął ręką. — Mnie i tak dobrze.

— Okna umyć też warto — dodawała. — Obejdzie się.

— Mężczyzna bez opieki, jak ogród bez płotu.

Antoni milczał w nadziei, że gdy nic nie odpowie, Zonia jak zwykle postoi, postoi, a potem zabierze się i pójdzie. Lubił ją nawet, cenił jej życzliwość, ale wolał być sam. Zonia jednak tym razem nie ustępowała.

— Chłop z ciebie, Antoni, zaradny. Tylko swojej korzyści nie umiesz patrzeć. Ho, ho, jakie bogactwa mógłbyś zebrać, żebyś zechciał. Tyle narodu przychodzi do ciebie. Pomagać chorym to, owszem, chrześcijańska rzecz. Jak biednemu, to i za darmo, ale aż wnętrzności we mnie przewracały się, żeś od takiego na przykład bogacza jak Dulejko z Bierwiatów tylko półkożuszek wziął. On by ci krowę dał, jakbyś zażądał. Pieniądze wielkie mógłbyś zebrać.

— Nie potrzebne mi pieniądze. — Wzruszył ramionami. — Ja i tak głodu nie cierpię, a nie mam dla kogo zbierać.

— A to twoja wina.

— Niby co?

— Że nie masz dla kogo. Powinieneś mieć swoją babę. I dzieci.

— Stary już jestem — mruknął wymijająco. Zonia wyszczerzyła zęby.

— Taki ty i stary. Niejedna poszłaby za ciebie.

— Obejdzie się.

— Ja sama poszłabym. Prawdę mówię. Poszłabym. Antoni prędko odwrócił się od niej i mruknął:

— Zostaw te głupstwa.

— A dlaczego głupstwa?... Nie bój się. Miesiąc nie minie, żeby kto do mnie nie swatał się. Już taka ostatnia nie jestem, choć wdowa. W zeszłą niedzielę sam widziałeś, przyjechali z Wickunów stary Baran i sadownik Siwek. Chcieli mnie dla młodego Miszczonka. A ja nic, choć on i młodszy ode mnie i całą włókę po ojcu dostanie. A ja nic. Nie takiego ja chcę męża. A za ciebie pójdę i tylko słowo powiedz. I żebyś wiedział, że sam Prokop radby...

— Nie mnie żenić się, Zoniu...

— Nie podobam się tobie?

— Co tam podobanie. Żadna mi się nie podoba, bo ja nie do żeniaczki.

— Niby dlaczego?

— A ot, tak.

— Baba ci potrzebna. Może nie?

— A nie.

— No, to niech cię cholera weźmie! — wybuchła niespodziewanie Zonia. — Żebyś na górce stał i słońca nie baczył! Żeby cię trasca mordowała! Żebyś w wodzie siedział i pić chciał! Widzisz go! Takiś nieużyty?... Takiś zawzięty?... Dobrze, dobrze! Popamiętam to sobie! Tfu!

I wylatywała czerwona z gniewu, trzaskając drzwiami. Ale nazajutrz nic w niej gniewu nie zostawało. Znowu pieczołowicie dolewała mu zupy, herbatę nalewała mocniejszą niż innym i szczerzyła równe, białe zęby.

Poza Zonia nikt z rodziny młynarza do Antoni owej przybudówki nie zaglądał, wyłączywszy oczywiście małą Natalkę. Natalka dzień i noc siedziałaby tu, gdyby tylko mogła. Przywiązała się bardzo do Antoniego. Któregoś dnia powiedziała mu:

— Ciotka Zonia coraz więcej się stroi. Wczoraj na jarmarku czerwoną bluzkę kupiła. I mydło pachnące kupiła. I trzewiki na takich wysokich obcasach...

— To i dobrze.

— Ale ja wiem, dlaczego ona się stroi.

— Bo baba, a baby lubią stroić się.

— Nie — Natalka potrząsnęła głową. — Ona dlatego, że chce z tobą żenić się.

— Nie gadaj byle czego — ofuknął ją.

— To nie ja, ale Witalis mówił. I babcia też.

— Głupstwa mówili. Dziewczynka klasnęła w ręce.

— Prawda?... Prawda?...

— No pewno, że głupstwa, a ty czego się cieszysz?

— Bo ja wiem, dlaczego ty nie. chcesz ciotki Zoni. Ty ożenisz się ze mną, jak dorosnę.

— Na pewno, na pewno. — Pogładził ją po włosach i uśmiechnął się.

— Ożenisz się?

— Tylko dorośnij.

Recordings

Comments

Overview

You can use our built-in RhinoRecorder to record from within your browser, or you may also use the form to upload an audio file for this Audio Request.

Don't have audio recording software? We recommend Audacity. It's free and easy to use.