Uważaj na gest
Minęło pół godziny, a kelner nie przynosił zamówionej wody.
– Zapomniał, czy co?
– Już ci jej nie przyniesie – powiedział Kim, widząc, że rozglądam się za obsługą.
– Jak to – nie przyniesie?! Przecież przyjął zamówienie, był bardzo uprzejmy – nie zrozumiałam.
– Widziałaś, jak się uśmiechał? Mówię ci, że nic nie przyniesie – odparł Kim.
Miał rację. Okazało się, że knajpę zaraz zamykają i minął czas przyjmowania ostatnich zamówień.
– To nie mógł mi tego powiedzieć? – zdenerwowałam się.
– Wystarczyło popatrzeć na jego uśmiech i ukłon. W Korei nie ma zwyczaju oznajmiania przykrych rzeczy – pouczył mnie Kim, tubylec opiekujący się naszą wycieczką.
Pół biedy, jeśli różnice kulturowe utrudnią wam wypicie wody. Jest jednak wiele zachowań niewerbalnych, które – nieodpowiednio użyte – za granicą mogą wpędzić w spore kłopoty. Warto dowiedzieć się o kilku.
Z badań, które przeprowadził amerykański psycholog Paul Ekman jeszcze w latach 70. ubiegłego wieku, wynika, że w każdej kulturze ludzie tak samo wyrażają i rozpoznają podstawowe emocje: strach, gniew, radość, zdziwienie, zmartwienie, obrzydzenie. Repertuar gestów i min, jakimi je wyrażamy, jest bardzo stary, prawdopodobnie – o czym świadczą także badania niewidomych od urodzenia – wrodzony. To część naszego wyposażenia genetycznego.
Wydawać by się zatem mogło, że osobie obdarzonej przeciętną bystrością dość łatwo jest się poruszać w świecie ludzkich emocji. Nic bardziej mylnego. Wystarczy podróż do kraju o odmiennej kulturze, by polec pod ciężarem kolejnych faux pas, jakie będą nam się zdarzać na każdym kroku. To zwyczaje, wychowanie decydują bowiem, jakie emocje wypada, a jakich nie wypada ujawniać w danym kraju i jakich do tego używać środków wyrazu. Gdybym wiedziała o tym przed moją podróżą do Korei, nie zdziwiłoby mnie zachowanie kelnera, który - jak każdy typowy Azjata - zakłopotanie i smutek pokrywa miłym uśmiechem i nawet o pogrzebie matki obcej osobie będzie opowiadał z rozpromienioną twarzą.
Nie trzeba jednak jechać do tak egotycznych miejsc, by nieznajomość kultury i zwyczajów wpędziła nas w tarapaty.
Warto na przykład pamiętać, że na wyspach Brytyjskich znak „V”, gdy trzymamy grzbiet dłoni zwrócony do siebie – oznacza zwycięstwo. Jeśli zaś obrócimy go na zewnątrz – staje się gestem obelżywym. Podobną wymowę ma ten gest w Australii i Nowej Zelandii. Wszystkich przypadkowo czytających ten tekst Anglików ostrzegamy, że w Polsce chęć obrażenia owym znakiem kelnera może zaowocować podaniem dwóch piw.
Z wyrażaniem odczuć za pomocą gestykulacji powinniśmy też uważać na Środkowym Wschodzie. Niech nikomu nie przyjdzie do głowy pokazywać tu znaku uznanego na Zachodzie za symbol OK – kółka z kciuka i palca wskazującego. W niektórych krajach tego regionu symbolizuje on pewien otwór ludzkiego ciała. Także we Francji można z nim mieć kłopoty. Gdy na pytanie kelnera, czy smakowało nam jedzenie, pokażemy ten znak, szef kuchni może się obrazić. Gest ten oznacza tu bowiem zero.
W Portugalii gestem oznaczającym: „Wyborne, wspaniałe!” jest złapanie się za ucho. W Hiszpanii jednak gest taki może wywołać popłoch wśród obsługi baru. Tutaj dotknięcie ucha oznacza kogoś, kto je i pije na cudzy koszt.
Gesty gestami, ale zanim zaczniemy wymachiwać rękami, polem do nieporozumień za granicą może się stać problem przestrzeni osobistej. To taki balon powietrza, który otacza każdego z nas. Nie lubimy, gdy ktoś obcy przekracza tę granicę. W Europie wynosi ona od 50 centymetrów do metra – w takiej odległości stoimy, rozmawiając z obcymi. Gdy ktoś podchodzi bliżej, czujemy się niepewnie.
„Na jednej z konferencji w USA zauważyłem – pisze Allan Pease, amerykański badacz mowy ciała – że gdy Amerykanie uczestniczą w spotkaniach i rozmowach, zachowują odległość 46–122 centymetrów od siebie. Gdy jednak Japończyk podejmował rozmowę z Amerykaninem, obaj zaczynali się powoli przesuwać dookoła pokoju, bowiem Azjata usiłował podejść bliżej do swego rozmówcy, ten zaś cofał się przed nim”. Strefa intymna Japończyka wynosi bowiem zaledwie 25 centymetrów. W wielu krajach azjatyckich nie jest też niczym zdrożnym, gdy mężczyźni podczas rozmowy się obejmują, podczas gdy nieprzyzwyczajony do takiego zachowania biały turysta może to wziąć za molestowanie seksualne.
Z badań psychologów wynika, że niemal 80 procent informacji o innych ludziach zdobywamy z ich zachowań i gestów. By uniknąć nieporozumień, może jednak lepiej podczas zagranicznych wojaży powstrzymać się od nadmiernej gestykulacji. Z wieloma gestami – które wydają się takie same na całym świecie – może być podobnie jak ze znajomością bliskich sobie języków. Często napotyka się w nich tak zwanych fałszywych przyjaciół – słowa, które brzmią tak samo, ale znaczą coś zupełnie innego. Przysłowie mówi, że często jeden gest starczy za tysiąc słów. Problem polega na tym, że nie zawsze wiemy, co to za słowa.
Olga Woźniak na podstawie: Uważaj na gest, „Przekrój” nr 2004