Dzięki z góry! Z ekspresją jeśli to możliwe.
Olek, jego koleżanki i koledzy poszli w niedzielę rano do parku.
Było to w połowie kwietnia.
Spacerowali po alejach. Oglądali świeże liście na drzewach i młodą trawkę. Gdy byli już zmęczeni, usiedli na ławce i zobaczyli, że tam leży torba z jakimiś rzeczami. Ponieważ nie wiedzieli, czyje to są rzeczy, postanowili oddać cudzą torbę przy wyjściu z parku.
Jerzy, jeden z kolegów, powiedział:
— Czas wracać, jestem już głodny i wy też pewnie jesteście głodni. — Miał rację. Anna i Helena były głodne. Hela dziś nic prawie nie jadła, tylko wypiła szklankę gorzkiej kawy, to znaczy bez cukru. Ona zawsze mało je, dba o linię. A teraz na powietrzu czuje, że jest bardzo głodna. Ale nikomu się nie chciało wracać do domu.
— Koledzy — zawołał Olek - mam doskonały pomysł: idziemy wszyscy do nas. Matka będzie bardzo zadowolona. Wiem, że na obiad jest pieczeń wołowa. Bez zupy możemy się obejść. Pieczywo można kupić koło domu. Tam zawsze są świeże i smaczne bułki. Wszyscy chętnie się zgodzili. Wyszli z parku o trzeciej, po drodze
kupili kilka bułek, trzydzieści deka kiełbasy, czterdzieści deka szynki i puszkę konserw. Potem wstąpili po słodycze.
Siedli do autobusu i pojechali do Olka. Gdy weszli do mieszkania, Olek zwrócił się do matki: - Mamo, to są moje koleżanki i moi koledzy. Jego matka, pani Zofia, jest gościnna. Przyjęła ich bardzo serdecznie. Ona lubi, gdy młodzi do nich przychodzą, gdy są weseli i zadowoleni. Mówi często: «W naszym domu kolega syna nie jest
obcym człowiekiem».
Anka i Hela pomagały pani Zofii nakrywać do stołu i o wpół do piątej wszystko było gotowe. Anka położyła koło każdego talerza nóż, widelec i łyżkę, przyniosła przekąski.
— Po co kładziesz łyżki, przecież zupy nie ma - powiedziała Hela.
— Zapomniałam o tym. A ty zapomniałaś podać na stół musztardę i sól.
— Zaraz, zaraz, już niosę.
Rozlega się dzwonek. W:hodzi jeszcze jeden kolega Olka.
— Proszę do stołu - mówi gospodyni.
— Dziękuję, jestem już po obiedzie — odpowiada chłopiec.Obiad jest bardzo smaczny.
Po obiedzie młodzież chce tańczyć. Pani Zofia siada do pianina. Anka i Hela proszą o walca.
— Przyjemnieśmy spędzili niedzielę, czas upłynął nam bardzo wesoło — opowiadały nazajutrz koleżankom Anka i Hela. — Byliśmy w parku, potem poszliśmy do Olka na obiad. Po obiedzie tańczyliśmy. Kolacji już nie jedliśmy, tylkośmy się napili herbaty z ciastkami. Potem podziękowaliśmy pani Zofii, pożegnali się z nią i poszli do domu.